Na wstępie uprzedzam, że dalej będą luźne spostrzeżenia na temat książki „Zanim się pojawiłeś” Jojo Moyes i jeśli nie oglądaliście filmu, czy nie czytaliście książki, WSTĘP WZBRONIONY!!! Najpierw lektura, potem post. Inaczej dowiecie się jak skończy się opowieść, a uwierzcie nie chcecie tego.
To nie jest recenzja, ponieważ ich krąży po sieci wystarczająco dużo. Zwyczajnie muszę się „wygadać”.
No to zaczynam.
Will!!!
Mam całkowitą, totalną, obezwładniającą słabość do tego imienia. I nie, nie chodzi o księcia Williama;) Po raz pierwszy użyłam go w mojej pierwszej książce jakieś dziesięć lat temu i od tego czasu czasami się przewija w moich opowieściach.
Jaka mogła być moja reakcja, jak się dowiedziałam, że główny bohater „Zanim się pojawiłeś” to też William? Powiedzmy, że zadziałało to na plus.
Gdy zobaczyłam zwiastun trochę się bałam, bo na rzewne romanse to ja muszę mieć chwilę, odpowiedni humor i ogólnie kilka czynników musi wystąpić jednocześnie, bym mogła rozsiąść się wygodnie i przeczytać opowieść. No i się rozsiadłam. Dwa dni. Tyle zajęło mi przeczytanie historii, a kolejny tydzień dojście do siebie.
Will, czemu to zrobiłeś?! Poważnie? Przez Ciebie ryczałam calutki dzień. Pewnie i tak bym ryczała, bo to była TA chwila, ale naprawdę musiałeś mi w tym aż tak pomóc?
Zabijać się, gdy obok kobieta, która Cię kocha i szlocha zalewając się łzami? Why?!
No dobra, to tylko książka, więc mogłam sobie pozwolić na rozkładanie jego zachowania na czynniki pierwsze i bycie na niego złą. No bo co by mu się stało, gdyby dał im szansę? Gdyby zamiast samolubnie odbierać sobie życie, poczekał i przez moment pozwolił sobie na szczęście? Nawet, jeśli Lou by się odwidziało, albo Williamowi, to pobyliby razem, poznali się lepiej, naprawdę pokochali. Zdążyłby się zawsze zabić. A tak co? A tak dupa. I jeszcze ta biedna matka. Nie ładnie.
No dobrze. Te moje ględzenie jest bezsensowne. To tak, jakbym chciała przekonać autorkę, że popełniła błąd kończąc tak historię. Tylko, że ona tego błędu nie popełniła. To musiało się tak skończyć. Właśnie dlatego ta historia tak bardzo mi się podobała i jest moją ulubioną na dzień dzisiejszy.
Natomiast, jeśli chodzi o prawdziwe życie, nie odważyłabym się na takie marudzenie, bo tak naprawdę, sama nie wiem co bym zrobiła, jakie decyzje podjęła. Temat ciężki, ale otwierający oczy na problemy, jakich na co dzień sprawny fizycznie człowiek nie dostrzega.
Jeśli ta książka chociaż procentowi czytelników pozwoliła dostrzec problemy innych, a nie była tylko setną tkliwą opowieścią o miłości, to autorka odwaliła kawał dobrej roboty.
Chciałabym sama pisać takie książki, gdzie czytelnik choć na moment zastanowi się nad sensem życia i dostrzeże piękno otaczającego go świata. Poczuje wdzięczność za to co ma i nie będzie się bał pomagać innym.
Ja książką jestem zachwycona. Częścią drugą już mniej. Może dlatego, że nie ma Willa? Chociaż właściwie jest, tyle że widziany w innym świetle, już nie tak wspaniałym, jak w części pierwszej. Myślę, że po tak dobrej pierwszej części, ciężko kontynuacją dotrzymać jej kroku.
No to sobie pobiadoliłam o książce i czekam na kolejne powieści Jojo, a tym czasem wracam do Naznaczonej.
Miłego weekendu;)
Możesz wierzyć lub nie, ale na prawdę nie przeczytałem tego posta:-) Po obejrzeniu trailera w kinie muszę zobaczyć ten film, nie to, że lubię jakieś romanse, ten film jakoś mnie zafascynował, może aktorzy? Teraz mam na prawdę mało czasu, ale postaram się iść do kina i zaznajomić się z tym obrazem:-)
PolubieniePolubienie
Obejrzałem i wróciłem:) całe szczęście, że powstrzymałem się i nie czytałem tego posta, bo nie oglądałoby się już tak ciekawie. Nie chcę się rozpisywać na temat gry aktorskiej, która była po prostu świetna i w całości oddawała klimat tej historii.
Jeszcze z dziesięć lat temu, bym się do tego nie dotknął ale teraz… chyba niektóre rzeczy przychodzą z wiekiem (teraz poczułem się na prawdę staro;)).
Masz rację, to się nie mogło inaczej zakończyć, tragicznie, ale czy tak do końca? Zawsze jest jakieś „ale”. Will w końcu uwalnia się łańcuchów, w które zakuł go los. Trzeba jednak zauważyć, że była to przemyślana decyzja, dla niego chyba jedyna słuszna (moje zdanie), a w takich sytuacjach zawsze cierpią najbliżsi, taka już jest ludzka natura.
Podziwiam postawę Lou, na końcu jednak spełniła prośbę Willa i jego odejście przez to stało się pięknym aktem (jeśli można uznać śmierć w tym wypadku za coś dobrego). Nie wyobrażasz sobie, jak chciałabym zobaczyć to, co ujrzeli kiedy Lou otwiera okno, tam w Szwajcarii:)
Na koniec dodam, że są to moje osobiste odczucia i każdy ma prawo się nie zgodzić ze mną:-)
PolubieniePolubienie
Kurcze, spoznilam sie!!! Mialam napisac Ci, zebys ksiazke przeczytal, bo jest swietna. Ja nie lubie romansidel dla samego placzu i wzdychania (chyba ze jest TEN moment), ale ta ksiazka to zupelnie inna polka. Po niej inaczej oglada sie film. W ksiazce jest kilka waznych watkow, ktore tlumacza, czemu Lou jest jaka jest. W filmie to pomineli (szkoda). Kwestia milosci… To bylo zauroczenie, poczatek czegos, co sie dobrze nie zaczelo i faktycznie, nie moglo sie to inaczej skonczyc. Wiadomo, kazdy ma inne zdanie na kwestie eutanazji. Mysle, ze poki czlowieka nie dotyka to osobiscie czy poprzez najblizszych, latwo jest popierac albo kwestionowac. Dlatego nie wchodzilam w te tematy, a skupilam sie na ksiazce. Zreszta mysle, ze i samej autorki nie mozna oceniac poprzez ksiazke. Sama czesto (bardzo haha) kreuje tak postacie, by wzbudzaly emocje, a nie wypowiadaly moje mysli. To jest w pisaniu najfajniejsze;) Wkurzac innych czy zachecac doo rozmow, refleksji. Mysle, ze Jojo sie to udalo. Swoja droga fajne imie;)
PolubieniePolubienie
Cóż, nie będę poddawać pod osąd decyzji Willa bo uważam, że nie mnie oceniać jak ktoś chce żyć (albo i nie żyć – w tym przypadku), postąpił zgodnie z własnymi uczuciami. Postąpił samolubnie? Trochę tak, ale czy jego rodzina i Lou również nie byli trochę samolubni, próbując przekonać go, do życia, którego nie chciał już wieść? Jasne, tłumaczymy sobie, że chcieli dla niego dobrze, ale skąd wiedzieć co jest dla kogoś najlepsze, kiedy nie „zakładamy jego butów”? Trudny temat, trudna historia, ale bardzo piękna i poruszająca.
A tak na marginesie, ja niespecjalnie zachwyciłam się postacią Willa, ale Sam z drugiej części skradł i serce 😉
PolubieniePolubienie
Masz rację. Zupełnie inaczej jest oceniać kogoś, gdy samemu nie jest się w takiej sytuacji. Faktycznie Sam jest fajnym i rozsądnym facetem, ale nie wzbudza już u mnie takich samych emocji. Pierwsza część wcisnęła mnie w fotel i jest moją ulubioną książką. Ona i „Światło moich oczu” Danielle Steel. Historia jej syna bardzo mnie poruszyła i chyba na zawsze zostanie w mojej pamięci. Pozdrawiam😉
PolubieniePolubienie
W takim razie koniecznie muszę przeczytać „Światło moich oczu”. Zerknęłam w sieci i doszłam do wniosku, że jest to coś z czym po prostu muszę się zapoznać.
PolubieniePolubienie
Ciesze sie, ze Cie tym zainteresowalam. Czytalam ja, gdy wieki temu, ale do dzis to – poza „Zanim sie pojawiles” – moja ulubiona ksiazka. Zadnej tak nie przezywalam. Pewnie dzis nie ryczalabym jak bobr, ale oczy i tak bylyby mokre;)
PolubieniePolubienie
W takim razie pozwolę sobie zaprosić Cię do zakładki „Książki które zmieniają świat” na moim blogu. Chciałam stworzyć listę „najbardziej wpływowych” książek, byłabym uradowana, gdybyś wyraziła swoją opinię 🙂
PolubieniePolubienie