Naznaczona: 27. Srebrny

Max

Czuję jego złość. Prze­nika mnie, wręcz obez­wład­nia. A może to sku­tek braku Mikroba? Alex ponow­nie łapie mnie za szyję. Czuję dziwne mro­wie­nie w miej­scu, gdzie styka się nasza skóra. Dziwne uczu­cie, ale chyba on go nie czuje. Pusz­cza mnie, dopiero gdy zza rogu ktoś wycho­dzi. Wła­ści­wie wybiega. Męż­czy­zna, mija­jąc nas, rzuca nam ukrad­kowe spoj­rze­nie, ale nic poza tym. Nie salu­tuje Ale­xowi, cho­ciaż jeśli pamię­tam, jest Gene­ra­łem.

– Dla­czego ją tu spro­wa­dzi­li­ście? – Gdy­bym mógł, rzu­cił­bym się na Alexa, ale moje ciało jest coraz słab­sze.

– Nikogo nie spro­wa­dzi­li­śmy. Ona tu jest od… Od zawsze. – Alex wpa­truje się we mnie nie mniej zdzi­wiony. Nagle naszych uszu dobie­gają kolejne kroki i za moment mija nas kilku ubra­nych w czarne uni­formy męż­czyzn. Coś się dzieje. Na moment sprawa z ciotką Isą odcho­dzi na bok, cho­ciaż mam do Alexa masę pytań.

Oby­dwaj wpa­trujemy się w sie­bie i ruszamy za nimi. Ja kle­jąc się do ściany, bo nie jestem w sta­nie iść szyb­ciej, Alex pręż­nym kro­kiem. Przez moment wpa­truję się w twarz ciotki Isy. Ale tylko przez moment. Nie chcę przy­jąć do wia­do­mo­ści, że jak to powie­dział Alex, ona była tu od zawsze.

Gdy ja dopiero mijam drzwi do sali, z któ­rej wyszedł, on jest już za rogiem. Dupek, myślę sobie i wła­śnie w tym momen­cie widzę, jak wycho­dzi zza rogu. Prze­wraca oczami, ale pod­biega do mnie.

– Nie dali ci jesz­cze Impulsu? – pyta znie­cier­pli­wiony tym, że musi mnie za sobą wlec.

– Co za nie­go­dziwcy – wyplu­wam z sie­bie słowa, bo moje ciało wydaje się coraz słab­sze.

– Medyczny! – wola nad moim uchem Alex. – Medyczny! Natych­miast!

Chwilę po tym z sali po prze­ciw­nej stro­nie wycho­dzi star­sza kobieta w zie­lon­ka­wym uni­for­mie z literą W wyszytą nad lewą pier­sią.

– Czego wrzesz­czysz? – war­czy na nas.

– G12. Potrzebna pomoc – odpo­wiada jej Alex i pomaga mi usiąść na chłod­nej posadzce kory­ta­rza. Świat ponow­nie wiruje, a ciało odma­wia współ­pracy.

– Alex! – Sły­szę głos Kon­stan­cji. Jest spa­ni­ko­wana. Nie widzę jej, bo moje powieki nie mają zamiaru się podnieść, ale wiem, że jest bli­sko.

– Odsuń­cie się! – Głos kobiety w zie­lon­ka­wym uni­for­mie odpę­dza ich ode mnie i czuję tylko potężne ude­rze­nie w udo.

– Czemu mnie bijesz? – rzu­cam, nie pozwa­la­jąc odejść świa­do­mo­ści, cho­ciaż wiem, że bar­dzo by chciała posłać mnie do kra­iny snów.

– Nie działa. – Kobieta nie zwraca na mnie uwagi, a w jej gło­sie wyczu­wam dez­orien­ta­cję.

– Jak to nie działa? – Alex rów­nież wydaje się zanie­po­ko­jony.

– No zobacz, co stało się z igłą. – Kobieta zupeł­nie nie prze­ja­wia sza­cunku do Alexa. Już ją lubię.

– Pokaż to – mówi Alex, a w jego gło­sie sły­chać znie­cier­pli­wie­nie. Uno­szę powieki, żeby zoba­czyć, o co tyle szumu. Alex ści­ska apli­ka­tor, taki sam, jakim zaapli­ko­wali Mii sen­sory w Stre­fowni. Igła na jego końcu wygięta jest pod kątem dzie­więć­dzie­się­ciu stopni. Prze­ły­kam powoli ślinę. Coś jest nie tak.

– Nie żar­tuj sobie – par­ska Alex, ale mówi to do sie­bie, a nie kobiety, która i tak obda­rza go nie­przy­chyl­nym spoj­rze­niem. – Zasto­suj cię­cie noży­cowe – wydaje pole­ce­nie i kobieta wraca do pomiesz­cze­nia, z któ­rego wybie­gła. W tym cza­sie Kon­stan­cja dotyka mojej twa­rzy. Jest ładna, gdy tak się jej przy­glą­dam. Coraz ład­niej­sza. I te oczy tak bar­dzo przy­po­mi­na­jące mi Mię.

– Gdzie jest Mia? – pytam, prze­rzu­ca­jąc wzrok na Alexa. Kon­stan­cja odsuwa się ode mnie.

– Co?

– Mia?

– Tam, gdzie powinna być.

Łapię Alexa za dłoń i już nie ma mię­dzy nami bariery, którą sta­no­wią nasze ciała. Może mnie sły­szeć, jak byśmy byli jed­nym orga­ni­zmem. Znów czuję dziwne mro­wie­nie.

– „Zobacz, co z nią, pro­szę”.

– Jak ty to robisz? – pyta mnie na głos i w tym cza­sie poja­wia się kobieta z nowym apli­ka­torem. Alex odsuwa się i tra­cimy kon­takt.

– Pro­szę – powta­rzam, bo cześć mnie wie, że Ale­xowi rów­nież zależy na Mii. Nie podoba mi się to, ale ona jest teraz naj­waż­niej­sza. Waż­niej­sza niż moja duma i nie­na­wiść do byłego dowódcy. Kolejne mija­jące nas czarne uni­formy potę­gują tylko uczu­cie nie­po­koju. Coś się dzieje i wiem, że ma to zwią­zek z Mią.

– Pró­buj do skutku. Ja muszę coś spraw­dzić – rzuca Alex i dając mi znak ski­nie­niem głowy, odcho­dzi od nas, zosta­wia­jąc mnie z Kon­stan­cją i kobietą pró­bującą zaapli­ko­wać mi Impuls.

– Co się dzieje? – syczy medyczna i kręci z nie­do­wie­rza­niem głową. Niech mi w końcu da ten zastrzyk, bo zwa­riuję!

– Może tu – wycią­gam rękę, wska­zu­jąc na żyłę na prze­gu­bie. – Będzie łatwiej niż przez mate­riał. – Nie umiem powstrzy­mać się od sar­ka­zmu. Kto wbija igłę przez mate­riał spodni? Łapię kobietę za dłoń i przy­ci­skam apli­ka­tor do żyły.

– Ałć – syczy i wyrywa dłoń, ale ja czuję, że się udało. Dwa ostrza prze­biły skórę i Impuls dociera do krwio­biegu, bo natych­miast, niczym pora­że­nie prą­dem dostaję takiego kopa ener­gii, że teraz świat już nie wiruje z osła­bie­nia, ale ożyw­czej siły, jakiej dostar­czył mi zastrzyk.

– Max? – Kon­stan­cja jest wciąż bli­sko, a ja oddy­cham głę­boko, bo pozwa­lam, by ener­gia dotarła do naj­dal­szych zaka­mar­ków mojego ciała. Siła wypeł­nia mnie i odży­wia. Nie­sa­mo­wite uczu­cie, jak­bym rodził się od nowa, sta­wał się sobą, daw­nym sobą, jesz­cze sprzed prze­miany. Cudowne uczu­cie.

– Co mu jest? – dopy­tuje medyczna, ale Kon­stan­cja jej nie odpo­wiada. Sły­szę jej przy­śpie­szony oddech, pul­su­jącą w żyłach krew.

Świat prze­staje mieć dla mnie zna­cze­nie. Ciotka Isa, Alex, Agen­cja, nawet rodzice. Wszystko prze­pływa gdzieś obok mnie, a ja widzę tylko Mię.

– „Max, pro­szę” – jej głos jest taki wyraźny, jakby tu była.

– „Mia, już dobrze. Zabiorę cię stąd” – odpo­wiadam cał­ko­wi­cie obez­wład­niony przez uczu­cie relaksu i odprę­że­nia.

– „Znajdź mnie”.

– „Już idę”.

– „Znajdź mnie! Teraz!”

– Mia! – krzy­czę, podno­sząc się na nogi. Nadal jestem na kory­ta­rzu, a przede mną Kon­stan­cja ze skrzy­wioną miną. Medyczna też wpa­truje się we mnie z nie­sma­kiem.

– Ile widzisz pal­ców? – pyta i zaraz poka­zuje mi dłoń. Przez moment obser­wuję ją. Dłoń jest taka nie­wy­raźna. Medyczna mogłaby nie być, bo ten kawa­łek jedze­nia mię­dzy gór­nymi jedyn­kami raczej nie jest miły dla oczu. Za to Kon­stan­cja… patrzę na nią jak urze­czony.

– Ale ty piękna – mówię, nawet nie zasta­na­wia­jąc się, jak zostaną ode­brane te słowa.

– Dobrze się czu­jesz? – dopy­tuje, chcąc ukryć rumie­niec, jaki wykwitł na jej policz­kach.

– Ile pal­ców? – powta­rza medyczna.

– Trzy wypro­sto­wane i dwa zgięte, czyli razem pięć, chyba że ukry­wasz jakie­goś w dłoni.

Kobieta par­ska znie­sma­czona, wstaje i odcho­dzi, przy­glą­da­jąc się apli­ka­torowi ze zgiętą igłą.

– Jeśli tak działa Impuls, to może­cie mi go apli­ko­wać codzien­nie. – Uśmie­cham się do Kon­stan­cji, a ona odwza­jem­nia nie­śmiało uśmiech. W jej spoj­rze­niu widzę ulgę.

– To jed­no­ra­zowa dawka, wię­cej nie potrze­bu­jesz. Teraz jesteś pod­eks­cy­to­wany, ale za godzinę wró­cisz do normy.

– Szkoda, lubię ten stan. – Łapię jej dłoń i wtedy ude­rza mnie fala jej myśli i emo­cji. Od zawsty­dze­nia, sym­pa­tii, po współ­czu­cie i strach. Te ostat­nie inte­re­sują mnie szcze­gól­nie.

– Co się dzieje? – pytam i cze­kam nie­cier­pli­wie na odpo­wiedź. Czuję, że ma to coś wspól­nego ze mną.

– Twoi rodzice – mówi, a z jej twa­rzy natych­miast znika uśmiech.

– Tak, chcę się z nimi spo­tkać – oznaj­miam świa­do­mie pod­jętą decy­zję. – Mia­łaś cał­ko­witą rację. Oni zasłu­gują, żeby poznać prawdę.

-Tylko że…

– Nie ma jej! – To Alex krzy­czy, bie­gnąc do nas niczym grom.

– Mii? – dopy­tuję, cho­ciaż powinno to być dla mnie oczy­wi­ste. Prze­cież po to poszedł, to miał spraw­dzić.

– Jak to jej nie ma? – rzu­cam, zbli­ża­jąc się do niego.

– Nie ma jej w sali. Gdzie ją dali­ście? – pyta Kon­stan­cji, ale ona kręci głową. W jej oczach widzę strach. Kła­mie. Łapię ją za dłoń i dzieje się coś nie­sa­mo­wi­tego. Jak­bym połą­czył się z nią, ale nie żeby tylko sły­szeć myśli. Ja grze­bię w jej myślach, wyła­wia­jąc te, które mogą nam się przy­dać.

– „Gdzie jest Mia?” – Prze­ma­wiam do niej i czuję jej zasko­cze­nie. Ciężko się dzi­wić, bo nie każ­dego dnia oka­zuje się, że ktoś umie się komu­ni­ko­wać z nami bez słów.

– Wyjdź z mojej głowy – syczy na głos. Jej opór odcina mi osta­tecz­nie dostęp. Stara się wyrwać swoją dłoń, jed­nak jestem sil­niej­szy.

– „Pro­szę, pomóż nam” – powta­rzam w myślach. – „I nie bój się mnie”.

Przez chwilę wpa­truje się we mnie, sta­ra­jąc ogar­nąć, co się wła­ści­wie przed chwilą stało.

– „Jak? Prze­cież…” – chwyta się za głowę. – „Dopiero roz­po­częli bada­nia”.

– „Nie wiem jak, ale to potra­fię, a teraz potrze­buję two­jej pomocy. Pro­szę cię, powiedz nam, gdzie jest Mia?”

– „Skąd wiesz, że wiem?”

– „Czuję to. ” – To prawda. Przez dotyk roz­po­znaję jej emo­cje, wiem, że coś ukrywa, coś wspól­nego z Mią. Wiem rów­nież, że mogę jej zaufać.

– Pytam, gdzie jest Mia!? Odpo­wiedz! To roz­kaz! – war­czy Alex, ale Kon­stan­cja na­dal mil­czy.

– „Powiedz mu. Wydał ci roz­kaz”.

– „Nie mogę, dosta­łam zakaz od kogoś innego, by o tym nie mówić” – wyja­śnia, ale czuję, że zmu­sza się do jego wyko­na­nia.

– „Prze­cież nikt nas nie sły­szy. Możesz mi to tu powie­dzieć. Albo pozwól mi zaj­rzeć w twoje myśli. Sam znajdę odpo­wie­dzi. ”

– „Nie! Nie będziesz mi grze­bał w gło­wie” – krzy­czy. Kątem oka widzę znie­cier­pli­wione obli­cze Alexa. Wiem, że potra­fiłby wycią­gnąć z niej infor­ma­cje w inny spo­sób, co mogłoby się dla niej źle skoń­czyć. Tylko że ja polu­bi­łem Kon­stan­cję i nie zamie­rzam do tego dopu­ścić.

– „Gdzie zabrali Mię?” – pytam raz jesz­cze, ale ona tylko kręci głową, wciąż bro­niąc mi dostępu do swo­ich myśli. – „Alex jest gene­ra­łem. Musisz słu­chać jego pole­ceń. ” – Pró­buję z tej strony.

– „Tak, ale w tym przy­padku musiałby mieć wyż­szą liczbę G od osoby, któ­rej roz­kaz chce odwo­łać. ” – odpo­wiada.

– Kto ma tu od cie­bie więk­szą liczbę G? – pytam Alexa, a on w pierw­szej chwili nie łapie, o co mi cho­dzi. – Kto jest od cie­bie wyż­szy stop­niem? Ten, kto zabro­nił jej mówić stoi nad tobą – rzu­cam, licząc, że to jakoś pomoże Ale­xowi i chyba fak­tycz­nie tak się dzieje, bo tylko syczy pod nosem imię „Zed” i odwraca się od nas, idąc w stronę sali, z któ­rej przy­sze­dłem.

– Pocze­kaj – krzy­czę za nim, ale Alex kiwa głową. Nie chce, bym z nim szedł. Dla­czego go słu­cham?

– Kto to jest Zed? – pytam Kon­stan­cji, ale ona na­dal mil­czy. – Prze­cież to nor­malne pyta­nie, czy też dosta­łaś roz­kaz, by o tym nie infor­mo­wać?

Dziew­czyna spusz­cza wzrok.

– To jeden z Gene­ra­łów z najwyż­szym odzna­cze­niem. G13 – wyja­śnia, ale mi to nie­wiele mówi.

– Co to ozna­cza? – wciąż ją wypy­tuję.

– Że to jeden z pię­ciu Gene­ra­łów zaraz po pierw­szym Gene­rale, naszym dowódcy.

– A Alex ile ma tych odz­na­czeń?

– Dwa­na­ście.

– Nieźle się doro­bił – par­skam, ale z prze­ra­że­niem odkry­wam, że coś się zmie­niło. Nie mam poję­cia, gdzie poja­wiła się nie­na­wiść, jaka tra­wiła mnie wzglę­dem niego. Nie lubię go, ale nie ma już we mnie żądzy zemsty. Czuję się z tym dziw­nie. Czy Mia czuła to samo?

– Po co Zedowi Mia?

– Nie wiem. Ja tylko szłam do cie­bie i … – urywa. – Jak ty to robisz? Te myśli? – pyta ponow­nie, a ja doty­kam jej dłoni.

– „Nie mam zie­lo­nego poję­cia, jak to działa, ale mogę się z tobą tak komu­ni­ko­wać”.

– „Dopiero roz­po­częli bada­nia. Masz jakiś chip czy coś?”

– „Nic mi o tym nie wia­domo. Dobrze, ale wróćmy do Mii”.

Kon­stan­cja spusz­cza wzrok, a na jej twa­rzy poja­wia się nie­po­kój.

– „Szłam do cie­bie i widzia­łam, jak Zed wywozi Mię z jej pokoju. Zau­wa­żył mnie i kazał nic nikomu nie mówić. Powie­dział, że to roz­kaz. Teraz będę miała prze­chla­pane, że go zła­ma­łam. ”

Czuję jej nie­po­kój.

– „Prze­cież nic nie powie­działaś. ”

– „A jakie to ma zna­cze­nie, skoro jed­nak Alex się dowie­dział? Zostanę uka­rana”. – Chowa twarz w dło­niach, prze­ry­wa­jąc tym samym połą­cze­nie.

– Nic ci nie grozi. – Doty­kam jej twa­rzy. Tym razem nic nie myśli, za to odbie­ram jej emo­cje. Oprócz stra­chu nadzieję i wiarę w moje słowa.

– Posłu­chaj, Alex zała­twi sprawę. – Sam nie wie­rzę, że to mówię. – On nie pozwoli temu całemu Zedowi, by skrzyw­dził Mię i cie­bie. – Naprawdę jestem tego pewien. – A teraz pomóż mi zoba­czyć się z rodzi­cami. – Mam nadzieję, że zmiana tematu odpręży Kon­stan­cję, pozwoli jej zapo­mnieć, ale ona spina się jesz­cze bar­dziej.

– Co jest?

– Bie­głam do cie­bie, żeby ci powie­dzieć, że znik­nęli.

– Co?

– Two­ich rodzi­ców nie ma.

– Jak to nie ma? Byli i nie ma? Prze­cież mówi­łaś, że ich obser­wu­je­cie? – Czuję ogar­nia­jącą panikę i strach. Dla­czego nie pomy­śla­łem, że coś może im gro­zić?

– Nie wiem, co się stało. Nasi ludzie nie odpo­wiadają. Zapa­dli się razem z nimi.

– Muszę tam jechać.

– Potrze­bu­jesz się prze­brać.

– Ale po co?

– Jesteś poszu­ki­wany. Twoja twarz jest wyświe­tlana na każ­dej matrycy. Widzą cię, sły­szą, mogą sobie cie­bie obró­cić, jak­byś tam był. Nawet czują, jaki masz zapach.

– To jak chcia­łaś mnie do nich zawieść? – Jestem na nią zły. Gdy mi to pro­po­no­wała wcze­śniej, nie wspo­mi­nała o takich prze­szko­dach.

– No wła­śnie naj­pierw muszę cię prze­brać – mówi, jakby to było takie oczy­wi­ste.

– To prze­bierz. Jak najszyb­ciej.

Pół godziny póź­niej wyglą­dam jak jeden z żoł­nie­rzy miej­skiej straży. Czarny uni­form, oku­lary z wyświe­tla­czem, za pasem broń neu­ro­nowa i włó­cza, pręt zakoń­czony ostrzem, które wysuwa się poprzez naci­śnię­cie bul­wia­stej ręko­je­ści. Prze­glą­dam się w lustrze, popra­wia­jąc zagnie­ce­nia. Kon­stan­cja zosta­wiła ubra­nie i poszła samej się przy­go­to­wać.

Impuls zadzia­łał, a dodat­kowe skutki jego dzia­ła­nia znik­nęły. Zabrało to mniej czasu niż obie­caną godzinę. Naj­pierw do nor­mal­no­ści przy­wró­cony został mój umysł, potem ciało. Nie­stety stra­chu o rodzi­ców Impuls nie zmniej­szył. Podob­nie jak o Mię, ale Alex prze­ka­zał wia­domość, że ją odna­lazł i że nie mam się czym mar­twić. Że to był fał­szywy alarm. Uspo­ko­iło mnie to i dla­tego mogłem sku­pić się na rodzi­cach, na odkry­ciu, co się z nimi stało. Sprawa ciotki Isy rów­nież nie daje mi spo­koju, ale wszystko po kolei. Naj­pierw rodzice, potem ciotka.

Ostatni raz przy­glą­dam się sobie. Jesz­cze tylko spe­cjalny pan­cerz, do któ­rego ubra­nia potrzebna będzie asy­sta i jestem gotowy. Popra­wiam koł­nierz, który wpija mi się w szyję. Nowy, sztywny, sta­ram się go tro­chę wygiąć i wtedy zauwa­żam coś dziw­nego po lewej stro­nie szyi. Przy­glą­dam się, by zdać sobie sprawę z poja­wie­nia się na niej intruza. Srebr­nej odnogi cze­goś, co skrywa reszta uni­formu.

Roz­pi­nam go, bo mógł­bym przy­siąc, że gdy się ubie­ra­łem, tego cze­goś tu nie było. Srebrny znak cią­gnie się od lewego ucha, przez szyję, zni­ka­jąc na karku. Muszę zdjąć uni­form, ale w tym momen­cie sły­szę puka­nie, a do pokoju wcho­dzi Kon­stan­cja. Szybko nacią­gam ubra­nie, zapi­na­jąc się pod szyją. Nie chcę, by widziała ten znak. Nie chcę, by mnie jesz­cze tu zatrzy­mała. Powiem jej o tym póź­nej.

Kon­stan­cja przy­gląda mi się ze zmarsz­czo­nym czo­łem.

– Wyglą­dasz jak jeden z nich – komen­tuje, pod­cho­dząc bli­żej. Jest ubrana jak ja, tyle że kobiety wyglą­dają w uni­formach o niebo lepiej. Chro­mo­wane nara­mien­niki, kan­cia­ste nało­kiet­niki, dopa­so­wany ste­laż pan­cerza nadaje jej twa­rzy zupeł­nie innego wyrazu. Już nie przy­po­mina zim­nej góry lodu, czy nie­śmia­łej dziew­czyny, ale twar­dego żoł­nie­rza, goto­wego na misję. Czy ja też tak wyglą­dam?

– Jesz­cze pan­cerz i gotowy. No już nie rób takiej miny i nie dener­wuj się tak – mówi, pod­cho­dząc bli­żej. – Te pan­cerze są z gra­fenu. Dodat­kowo są wzmoc­nione przez spe­cjalne włókna S, Uwierz mi, mało co jest w sta­nie je znisz­czyć.

Kon­stan­cja musi widzieć mój nie­po­kój, ale nie musi wie­dzieć, że nie ma nic wspól­nego z naszą akcją. Skąd się do cho­lery wzięły na mnie te srebrne ślady? Co się dzieje?! Mój nie­po­kój wzra­sta, gdy przy­po­mina mi się srebrne pasmo wło­sów u Mii. Czy to ma coś ze sobą wspól­nego? Biorę głę­boki oddech i sku­piam wzrok na Kon­stan­cji. Muszę się uspo­koić, bo ina­czej możemy ni­gdzie nie poje­chać.

– Co się tak gapisz? – pyta jed­no­cze­śnie zapi­na­jąc pan­cerz. – A no tak, prze­cież powie­działeś, że jestem ładna – koń­czy, uśmie­cha­jąc się pod nosem. Popra­wia war­kocz, który nie wymaga poprawy. Czuję w powie­trzu napię­cie. Czyż­bym się tym dener­wo­wał? Ale zaraz, czy to nie ja wpra­wia­łem dziew­czyn w zakło­po­ta­nie?

Pochy­lam lekko głowę, tak, że nasze twa­rze dzieli zale­d­wie kilka cen­ty­me­trów. Kon­stan­cja jest ode mnie niż­sza, jest niż­sza rów­nież od Mii.

– Piękna – zni­żam głos, wzro­kiem oka­la­jąc jej twarz.

– Co? – szep­cze, lekko roz­chy­la­jąc usta.

– Powie­działem, że jesteś piękna – koń­czę i uśmie­cham się zwy­cię­sko. Co byłoby dalej, nie wiem, bo do pokoju wcho­dzi żoł­nierz, oznaj­mia­jąc, że wszystko gotowe i możemy ruszać.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s