Naznaczona: 10 Zaskoczona

Teraz.

— Kiedyś nie miałeś problemu z wysławianiem się. Co się zmieniło? — rzucam wpatrując się w niego. Do tej pory myślałam, że mnie uratował. Teraz sama nie wiem, co mam myśleć.

— Pytaj — odpowiada w końcu. Ma zmieniony głos. Obcy.

— Pytaj? — powtarzam za nim nie kryjąc rozczarowania. Nie tego się spodziewałam. I co w ogóle ma znaczyć to całe „pytaj”? Czy nie powinniśmy teraz siedzieć i omawiać wszystko, co się wydarzyło? Czy nie powinien opowiedzieć mi o tym miejscu, o ludziach, którym zawdzięczamy życie? Jakim cudem nie zostałam zresetowana i co najważniejsze, jak udało się mu do tego wszystkiego doprowadzić? Czy nie powinien cieszyć się na mój widok? Przytulać i całować? I czy to wszystko nie powinno wydarzyć się w jakimś normalnym miejscu, a nie w oszklonej sali, gdzie czuję się jak obiekt, któremu wszyscy się przyglądają?

Pytaj? Poważnie Max? Mam cię o to wszystko zapytać? Dlaczego sam mi tego nie powiesz?! Dlaczego to ja mam ciągnąć cię za język? To jedno słowo i sposób, w jaki je wypowiada odbiera mi wszelkie nadzieje, że wszystko, przez co przeszliśmy właśnie dobiegło końca. Bo to miał być koniec. Koniec piekła w Agencji albo koniec naszego życia.

Max wciąż przeszywa mnie wzrokiem czekając na moje pytania, ale ja postanawiam żadnego nie zadawać. Ogarniająca pustka nie pozwala mi na to. Dociera do mnie, że Max mnie jednak oszukał. Że nie jesteśmy już po jednej stronie. Świadczy o tym ta szklana tafla. Zamiast pytać o to wszystko, zadaję zupełnie inne pytanie.

— Dlaczego mnie tu trzymacie? Stoisz za moim uwolnieniem, ale ja nie jestem wolna. — Wskazuję na szybę między nami. Max przełyka nerwowo ślinę upewniając mnie tym samym, że mam rację. Mam wrażenie, że się zapadam. Jeśli podczas tej całej zwariowanej ucieczki choć przez sekundę poczułam się bezpieczniej, to teraz już wiem, że była to tylko iluzja stworzona na potrzeby zwabienia mnie tutaj.

Gdybym tylko wiedziała, nie pomogłabym Deanowi, tylko sama uciekła pozostawiając go na pastwę żołnierzy Agencji.

— Nie wiemy, jakich skutków możemy się spodziewać po serum, jakie ci wstrzyknięto. — Jego słowa nie brzmią przekonująco.

— Przecież ty tam byłeś? Nie wiesz co mi podaliście? — Za to moje słowa oblepia irytacja. To, że Max udawał zresetowanego, jest oczywiste, tym bardziej jego odpowiedź jest nieracjonalna.

— Nie wiem. Alex zamienił je chwilę przed zresetowaniem.

Mimowolnie szybciej mrugam powiekami. Max nie kłamie. Widzę zmieszanie na jego obliczu.

— Słucham? — Moje postanowienie, by o nic nie pytać, bierze szlag. — Nie wiesz, co mi podał?

— Nie. — Spuszcza wzrok.

— Poczekaj, powiedziałeś „chwilę przed zresetowaniem”? Skoro udawałeś zresetowanego, to dlaczego sam chciałeś mnie zresetować?

— Nie chciałem, dlatego zamieniłem serum, by potem odbić cię z sali powrotów. Co zresztą zrobiliśmy. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że po mnie do sali kontrolnej wszedł Alex. A potem było już za późno, by coś zrobić i nie zdradzić się przy tym.

Mimowolnie uśmiecham się do siebie na dźwięk słowa „my”.

— Czyli do nich dotarłeś? Ta są Pogranicznicy. Dlaczego mi nie powiedziałeś?

Taki był plan. Max miał dojścia do ludzi z zewnątrz. Mieliśmy uciec od Alexa, od jego wizji oczyszczenia Miasta ze wszystkich śmieci, jak nazywał ludzi z wyszczególnionym genem M. Genem mordercy. A potem mieliśmy wrócić. Silniejsi. I go zabić. Za to, co mi zrobił. Co nam zrobił.

— Nie. To nie są Pogranicznicy. — Wyprowadza mnie z błędu. — Nic dla nich nie znaczyliśmy, tak samo, jak nasze informacje. Oni chcą zniszczyć całą Agencję, a w ich oczach Agencja to my.

— To kim są ci ludzie? — Jestem zaskoczona. To do Pograniczników mieliśmy przystąpić. Z nimi zaatakować Alexa. Myślałam jednak, że nic z tego nie wyszło, że Max zwyczajnie nie zdążył tego zrobić. Myliłam się.

— To Streferzy.

— Kto? — Dziwie się po raz pierwszy słysząc taką nazwę.

— Streferzy — powtarza powoli.

— Nigdy o nich nie słyszałam.

— Nic dziwnego. Mają ugodę z Agencją, że nie będą sobie wchodzić w drogę. Wykreślili ich z akt, jakby nigdy nie istnieli.

— Gdzie bazują? — dopytuję próbując dopasować to do drogi, jaką pokonaliśmy jadąc tutaj.

— Za Pograniczem, między miastami.

To co słyszę burzy znany mi dotąd porządek. Jeszcze przed trafieniem do Agencji, gdzie poznałam inną, ukrytą stronę naszego świata, byłam przekonana, że po Wielkiej Wojnie ziemie między ocalałymi miastami są całkowicie zniszczone. To co zrobili z nimi nasi przodkowie miało jeszcze przez długie lata być szarym pomnikiem ludzkiej głupoty i bezmyślności oraz przestrogą, by nie opuszczać murów Miast, chociaż o tym nikt głośno nie mówił.

— Myślałam, że tam nikt nie jest w stanie dłużej przetrwać.

— Ja też tak myślałem, dopóki się ze mną nie skontaktowali.

— Oni z tobą? — Jestem zdezorientowana. Po co? Przecież nie musieli nic robić, są bezpieczni.

Max milczy. Czuję, że odpowiedź na to pytanie nie spodoba mi się.

— Max? Odpowiedz! — Czuję narastającą złość. — Co tu się dzieje?!

– Upozorowałem twoją ucieczkę wraz z Alexem – wypuszcza słowa ze świstem, a ja ledwie jestem w stanie poukładać je w całość.

— Co?

— Tylko tak Agencja nie będzie podejrzewać Streferów. Oni będą bezpieczni, a ty w końcu… — urywa widząc moją wściekłość.

— Nie o tym mówię. To znaczy, że Alexa tam nie ma? Więc gdzie jest? Uciekł?

Max przełyka niespokojnie ślinę, ale nim zdążą cokolwiek powiedzieć, wyprzedzam go.

— Jest tutaj — stwierdzam nie mogąc w to uwierzyć. — Wcale nie boicie się skutków serum, tylko tego, jak zareaguję na tę wiadomość. — Kręcę z niedowierzaniem głową i wstaję z miejsca.

— To nie tak. Nie kłamię cię mówiąc o serum — rzuca Max, jakby chciał się usprawiedliwić. Jakby jednak zależało mu na tym, co o nim pomyślę. Po raz pierwszy ujawnia emocje i wtedy to do mnie dociera. On gra. Nie przede mną, ale przed nimi. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam? Nie wiem jednak co to za gra, a ogarniająca mnie złość każe skupić się na kimś zupełnie innym.

— Po co go tu trzymają? Czemu go nie zabijecie?

Alex, facet, który wypchnął mnie w czeluści śmierci. Wtedy tak myślałam. Potem przedstawił mi zupełnie inną wizję świata niż ta, którą znałam. Nienawidzę go, za to, co mi zrobił. Że to przez niego taka jestem. Nie rozumiem, czemu nie zabili go od razu. Mieliśmy z Maxem wrócić tam i to zrobić. Oni już go mają, a tego nie zrobili.

Wciąż próbujemy dowiedzieć się, co ci podał — kwituje Max, a w jego spojrzeniu dostrzegam szczerą troskę.

Dwa lata wcześniej.

Leżąc starałam się przypomnieć sobie jak się tam znalazłam, ale jedyne co pamiętałam, to te igły wbijające się w moją skórę. Gdyby w pokoju znajdował się ktoś jeszcze, z kim mogłabym porozmawiać o tym co zaszło, ale na razie skazana byłam na nieznośnego chłopaka. Powoli obróciłam głowę zastanawiając się czy śpi, ale ku mojemu zdziwieniu jego oczy wgapiały się we mnie tak natarczywie, że szybko odwróciłam się do niego plecami, ale nie było co udawać, że na niego nie spoglądałam. Pilnując by tym razem prześcieradło niczego nie odsłoniło, odwróciłam się do niego całym ciałem i usiadłam na łóżku.

— Ciebie też pokłuli? — zagadałam do niego niepewna, czy będzie chciał ze mną w ogóle rozmawiać, ale o dziwo jego zastygły wyraz twarzy natychmiast zastąpiło ożywienie.

— Pokłuli? Ale, jak i czym pokłuli? — Wyglądał jakby w ogóle nie wiedział o czym mówię.

Spojrzałam na niego już chcąc na niego warknąć, gdy do sali weszła starsza kobieta. Mysie włosy upięte miała w ciasnego koka, co czyniło jej głowę nieproporcjonalnie małą względem wysuszonego ciała. Zamilkliśmy w oczekiwaniu co dalej, ale ona tylko stała i lustrowała nas wzrokiem. Spojrzałam na chłopaka, jednak on już stracił zainteresowanie nią. Gładził dłońmi przykrywające go prześcieradło. To jego irracjonalne zachowanie drażniło mnie i jednocześnie dawało do myślenia. Mogłam się mylić, ale część mnie nie chciała wierzyć, że ten nastolatek jest skończonym idiotą. Nafaszerowali nas jakimś świństwem, tyle że zareagowaliśmy na nie inaczej. Ja ożywieniem, on otępieniem. To wydawało się nawet logiczne.

– No dość tego lenistwa — odezwała się w końcu. Proszę wstać i pójść za mną – rzuciła odwracając się jednocześnie. Jej głos był szorstki i nieprzyjemny. Nie miał w sobie ani odrobiny współczucia.

— Gdzie idziemy? Gdzie jesteśmy? — Zarzuciłam ją pytaniami, ale nawet na mnie nie spojrzała. Była wyższa ode mnie i okropnie pomarszczona na twarzy. — Proszę pani! Nie będę chodzić nago! — Mimo to wstałam szczelnie owijając się prześcieradłem.

— Oj już się tak nie wstydź. I tak sporo widziałem — zaśmiał się chłopak, który również podniósł się z łóżka.

— Odwal się! — warknęłam. — Moja teoria jest jednak błędna — syknęłam pod nosem.

— Jaka teoria?

— Jesteś po prostu idiotą i tyle!

— Cieszę się, że macie tyle energii zważywszy, że dopiero co się zabiliście — odezwała się kobieta, a jej lodowaty ton przerwał naszą słowną przepychankę. Właściwie to moją, bo chłopak zupełnie nie łapał co do niego mówiłam.

— Zabiliśmy się? — powtórzyłam za nią. — Czyli my jednak nie żyjemy – dodałam zupełnie nie czując się martwa.

Kobieta już miała wyjść na korytarz, ale widząc, że nie ruszamy się z miejsca zaczęła nerwowo pospieszać nas ręką.

— No chodźcie już. Nie mam czasu na wasze humory.

Mój towarzysz stanął zaraz za mną, na tyle blisko, że czułam na plecach jego oddech. Normalnie odsunęłabym się, ale zepsułabym wrażenie jedności, jakie w tej chwili tworzyliśmy. Niestety kobieta nic sobie z tego nie robiła, tylko prychnęła pod nosem i wyszła z sali.

— Dokąd nas prowadzisz? — zapytałam ponownie, gdy ruszyłam za nią. — I co to znaczy, że się zabiliśmy?

— Wszystkiego się dowiesz w swoim czasie. — Spojrzałam na chłopaka, który śledził z większym zainteresowaniem swoje stopy niż to gdzie idziemy.

— Czy ciebie zupełnie nie interesuje, gdzie jesteśmy i co się z nami stanie? — rzuciłam do niego, gdy tylko wyszliśmy z sali.

— Jeszcze niedawno ponoć chciałem się zabić, więc szczerze? Jest mi to obojętne.

— Ponoć? To nie pamiętasz czy chciałeś popełnić samobójstwo?

— Nie i mam to gdzieś.

— Jak na kogoś, komu wszystko wisi, miałeś piękny wzwód — skomentowałam poirytowana jego beztroską. Sama czułam się oszołomiona, zaskoczona, zdezorientowana, ale nie obojętna.

— Uważasz, że był piękny? Zawsze mogę ci go pokazać raz jeszcze. Tylko poproś — wyszczerzył zęby i natychmiast dostał z łokcia.

— Niedoczekanie twoje.

Nawet nie zorientowałam się, jak weszliśmy do pomieszczenia z dużą ilością szafek. Wyglądało jak szatnia. Były tam kabiny prysznicowe, suszarki i wielkie lustro ciągnące się przez całą ścianę. Wszędobylska biel przytłaczała mnie coraz bardziej.

— Umyjcie się. Tu są wasze nowe rzeczy. Macie pół godziny — zakomenderowała kobieta po czym odwróciła się, ale zanim wyszła rzuciła jeszcze: – Jestem panna Cambell. Proszę się tak do mnie zwracać. Nie per proszę pani, ale panno Cambell — wypluła to z dumą, a ja przyjęłam to ze zrozumieniem. Patrząc na jej ohydną powierzchowność ciężko było się dziwić, że była panną.

— W ogóle nie zamierzam się do ciebie zwracać — burknęłam pod nosem, gdy zostaliśmy sami.

— Taaa, prawie zabiłaś ją pytaniami.

— Lepiej się zamknij.

— Lepiej się przedstaw.

Tym mnie zaskoczył. Zachowywał się, jakby podali mu końską dawkę środków uspokajających, a mimo to kontaktował na tyle, by pytać o imię.

— No bo chyba jakoś się nazywasz?

Przez chwilę wpatrywałam się w niego, w ten jego nieznikający beztroski uśmiech i coś we mnie zaczynało pękać. To nie przez niego się tu znalazłam, on nie był niczemu winien, a wyżywanie się na nim niczego nie zmieniało.

— No więc? Nazywasz się jakoś?

— Tak.

— Miło mi Tak. Ja jestem Max.

— Ty jesteś cymbał — rzuciłam niby ze złością, ale nie umiałam już powstrzymać śmiechu. Za to on nagle spochmurniał.

— A tobie co się stało z twarzą?

– Co?

— Usta dziwnie ci się wykrzywiły. Czy to uśmiech?

— Mówiłam, że jesteś cymbał? — dodałam kręcąc głową z udawaną rezygnacją. Ten chłopak, Max, zabrał na moment mój strach przynosząc odrobinę spokoju.

— To jak ci na imię?

— Mia.

— Miło mi cię poznać Mia. Może gdybym poznał cię wcześniej, nie chciałbym się zabić.

— Gdybym poznała cię wcześniej z pewnością zabiłabym się szybciej.

Parsknął po tych słowach, a ja wraz z nim. I było to totalnie surrealistyczne. Jakby instynkt samozachowawczy gdzieś wyparował.

Dodaj komentarz