Naznaczona: 7 Zamknięta

Ktoś do nas podbiega i czuję jak czyjeś dłonie powalają mnie na ziemię. Ktoś łapie mnie za ręce, ktoś za nogi. Coś zgrzyta i czuję kajdanki na nadgarstkach i kostkach.

— Co wy robicie — krzyczę, ale coś miękkiego knebluje mi usta, odcina dopływ powietrza. Wierzgam, szarpię, ale to nie pomaga. Nagle świat zaczyna wirować, a moje ciało wiotczeje. Słyszę tylko głosy, samej nie będąc w stanie się odezwać.

— Szybko wam poszło. — Kobiecy głos pojawia się z prawej strony. — Chyba nie jest taka wyjątkowa, jak mówił o niej Max. — Powątpiewanie w jej głosie sprawia, że czuję do niej niechęć.

— Nie lekceważyłbym jej — odpowiada jej Dean i zaskakuje mnie tym samym. Odkąd się poznaliśmy wiem, że mną gardzi. Spodziewałam się, że prędzej podzieli się tą wzgardą ze swoimi towarzyszami. On jest jednak mądrzejszy. On ich przede mną ostrzega.

— Nie ważne — szepcze kobieta. — Ważne, że już jesteś.

— Obiecałem ci to.

Czyli to jego dziewczyna. Stąd zmiana tonu głosu. W Agencji zostalibyście rozdzieleni afiszując się tak z uczuciami. Z Maxem nigdy się nie zdradziliśmy. Nie mogliśmy pozwolić sobie na dotyk czy zbyt intensywne spojrzenie. Nie przy innych żołnierzach czy nawet cywilach. Chwil wyrwanych reżimowi było naprawdę niewiele, a mimo to… jakimś cudem narodziło się między nami uczucie, przez które teraz jestem słaba. Wzajemnie jesteśmy swoimi słabościami i dobrze o tym wiemy. Alex też się dowiedział.

— Musimy jechać — oznajmia kobieta i czuję jak ktoś podnosi mnie z ziemi i układa na twardej powierzchni. Drzwi się zamykają i już nikt nic nie mówi, po prostu pojazd rusza.

Odliczam powoli w głowie, by przynajmniej w teorii wiedzieć jaką trasę pokonujemy. To liczenie pomaga mi się skupić i opanować narastającą frustrację, z którą z powodu mojego obezwładnionego ciała nic nie mogę zrobić. A więc zliczam sekundy, które gładko przechodzą w minuty, a te w godzinę, po której ślizgacz się zatrzymuje. Drzwi otwierają się i dopiero wtedy przytłaczająca cisza zostaje przerwana.

— Zabierzcie ją do schronu. — Pojawia się kolejny obcy, tym razem męski głos i czyjeś ręce wynoszą mnie z pojazdu. Nadal nie mogę się ruszać, a oczy mam zamknięte. Jedyne, czego nie straciłam, to świadomość. Przynajmniej wiem, co ze mną robią. Częściowo.

— Nie musisz jej nieść.

— Byłem najbliżej.

— Tak jak Sam.

Czyli to Dean mnie niesie, a jego panna jest zazdrosna. Zaśmiałabym się, gdybym tylko mogła. Ciekawi mnie wyraz jego twarzy. Czy nadal w jego oczach pali się nienawiść? Chyba nie, bo wtedy niósłby mnie zapewne jakiś Sam. Głupia myśl. Od kiedy to poświęcam chwilę na zastanawianie się, czy ktoś mnie lubi, czy nienawidzi. Dziwi mnie również, że wciąż nie ogarnęła mnie panika. Tak, jak podczas rozbrojenia przeciwników. Czy aż tak bardzo jest mi obojętne, co się ze mną stanie? A może uspokaja mnie świadomość, że za tym wszystkim stoi Max. I gdzie on w ogóle jest?

Dean niesie mnie około dziesięciu minut. Trasa, jaką pokonujemy dłuży mi się niemiłosiernie. Najpierw czuję chłód i przeciąg. Korytarz. Potem powietrze zastyga, a więc to jakiś hall, albo sala, a potem robi się coraz cieplej i duszniej. Musimy zbliżać się do schronu.

W końcu Dean kładzie mnie na czymś twardym, po czym słyszę oddalające się kroki i trzaśnięcie drzwi. Zostaję sama. Chciałabym zasnąć, ale nie mogę. Moja ciekawość zwycięża. Mózg zaczyna pracować na wyższych obrotach. Czuję coś dziwnego, jakąś myśl, żebym otworzyła oczy. Chęć bym je otworzyła. W końcu powieki drgają i pierwsze, co widzę, to szklana ściana, za którą stoją jacyś ludzie w białych fartuchach. To nie może być Agencja, a jednak tylko tam widziałam podobnie ubranych ludzi. Znowu przymykam powieki. Czy aby na pewno chcę wiedzieć, co się tu dzieje? Teraz? Czy może powinnam zasnąć, nabrać sił, by w razie czego być przygotowaną na walkę? Tylko z kim? Kim są ci ludzie? Pogranicznicy? Jakaś inna agencja? Czemu Max im pomaga? I dlaczego mnie uwolnił? Czy nie został zresetowany? Przecież to miało się z nim stać, gdy odkryli, że chcemy uciec. Że nie będziemy dla nich pracować. Gdy poznaliśmy prawdę o Agencji.

Nie mogę zasnąć. Muszę wiedzieć. I muszę się zemścić na Alexie za to, co mi zrobił. Za to, że mnie zabił na długo, zanim zepchnął mnie z mostu. Za to, że zabił moją rodzinę. Tak, to był mój cel. Na moment o nim zapomniałam. Muszę zabić Alexa.

Ta myśl uwalnia moje ciało spod działania usypiacza, który mi podano. Musiał być przeterminowany, skoro nie zadziałał do końca. Ponownie otwieram oczy jednocześnie podnosząc się z miejsca. Wpatruję się w szklaną ścianę, zza której początkowo nikt nie zwraca na mnie uwagi. Dopiero po chwili jakaś kobieta z idealnym kokiem, niby od niechcenia spogląda na mnie i jej reakcja mnie zaskakuje. Kubek, jaki trzyma w dłoni wypada i rozbija się w drobny mak. Wszystkie oczy kierują się najpierw na nią, po czym na mnie i wszystkie najpierw wyrażają zaskoczenie, by przybrać znajome oblicze strachu.

A ja nic nie robię, tylko siedzę na wąskim, twardym materacu położonym na podłodze. Wszystko dookoła jest sterylnie białe i przypomina sale Agencji. Wpatruję się w ludzi, a oni we mnie. Widok, który widzą nie jest imponujący, a wręcz żałosny. Szpitalna koszula z czerwonymi śladami krwi sięga mi prawie do kostek. Stopy mam bose i brudne, tak jak i dłonie, na które wędruje mój wzrok. Są czerwone. To moja krew. Przez głowę przemyka mi myśl, że powinnam się umyć i przebrać.

Nagle do pomieszczenia za szklaną ścianą wchodzi młoda blondynka. W odróżnieniu od innych jej uniform jest siwy. Albo jest ich przełożoną — taka młoda? – albo podlega innemu działowi. Tylko ona nie jest zaskoczona tym, co widzi. Nasze spojrzenia trafiają na siebie. Ma w oczach triumf, chociaż nie mam pojęcia dlaczego. Za jej plecami pojawia się Dean. Marszczy czoło i omiata mnie wzrokiem, w którym nie widzę triumfu a … obawę. Nic nie rozumiem.

Nagle ciszę przerywa znajomy głos.

— Mia.

Max.

Dodaj komentarz