Max
Patrzę na Mię, na jej ciało niedające żadnych oznak świadomości i pierwszy raz cieszę się, że Alex podmienił serum. Ta myśl ściera się z moją złością na niego, z nienawiścią, jaką czuję do nich wszystkich, a jednak, gdyby nie to, nie byłoby Mii tutaj i mnie pewnie też by nie było.
– „To naprawdę ty. ” – Myśl pojawia się w mojej głowie i wiem, że ona ją czuje i poznaje. Cieszę się, że jest, że mogę się z nią porozumieć, że nie jest już tylko bezwładną rośliną. – „Nie wierzę” – uśmiecham się, mimo że Mia nie widzi tego.
– „Prawie” – odpowiada w ten sam sposób, w jaki zadałem jej pytanie. Wystarczy nam dotyk, by nasze myśli łączyły się ze sobą. – „Jeszcze odrobinę mi brakuje”. – Czy ona się śmieje?
– „Przepraszam…” – rzucam, chcąc wszystko wyjaśnić.
– „Przestań” – przerywa mi, jakby wiedziała, co chcę powiedzieć. – „To nie twoja wina. Nie mogłeś wiedzieć, że nas zdradzą”
Tak, przepełnia mnie złość i teraz już ją rozumiem. Wszystko potoczyło się nie tak, jak powinno. Zaufałem ludziom, którzy nas zdradzili, którzy skazali nas na śmierć. A świadomość, że gdyby nie Wewnętrzni, nie Alex… Nie chcę mu nic zawdzięczać.
– „Najważniejsze, że żyjesz. ” – Mocniej ściskam jej dłoń. Chcę by mnie czuła.
– „Ty też zaczniesz. To tylko kwestia czasu. ”
Chciałbym w to wierzyć, ale nie potrafię. Nie umiem myśleć o przyszłości, ale o tym, co jest teraz.
– „Coś cię gryzie. Co?” – dopytuje Mia. Czuje moje emocje i nie ma sensu kluczyć i ukrywać przed nią prawdy.
– „Dlaczego uważasz, że Alex jest twoją nadzieją?” – Muszę to wiedzieć.
– „Chyba nie jesteś o niego zazdrosny?” – pyta, ale jak mam nie być. Uzdrowił ją, wspomniał o ich zależności. Oczywiście, że jestem zazdrosny. – „Nie musisz. ”
– „Nie czuję już twojej nienawiści do niego. Jeszcze niedawno chciałaś go uśmiercić całą sobą, a teraz mówisz o nadziei. To dość duża zmiana, nie sądzisz?”
– „Nie umiem tego wyjaśnić. ”
Czuję jej zmieszanie i niepewność, oczekiwanie na emocje, które nie nadchodzą. Jakby obwiniała się, że wraz z przemianą zostały jej odebrane.
– „Jakbym straciła cel albo nigdy go nie miała. ”
Przez moment się nie komunikujemy. Słyszę jakieś zamieszanie na korytarzu i puszczam dłoń Mii, tracąc z nią kontakt. Wyglądam na korytarz, ale po centrum zamieszania nie ma już śladu. Gdy do niej wracam, kładę dłoń na jej czole, gładząc jej włosy. Odgarniając je, dostrzegam po lewej stronie, u nasady jak pasmo jej włosów zmieniło kolor z czarnego na srebrny. Zaledwie centymetr, ale różnica jest znacząca i przede wszystkim musiała zajść po przybyciu tutaj.
– „Czemu nie chcesz odwiedzić rodziców?” – pyta Mia. Wspomnienie ich sprawia, że kolor włosów schodzi na drugi plan.
– „Bo…” – urywam, ponieważ nie wiem jak to nazwać.
– „Chciałabym zobaczyć moich” – rzuca Mia i dociera do mnie jej smutek.
– „To nie jest tak, że ja nie chcę. Co mam im powiedzieć? Hej, wróciłem? Zresztą przez dwa lata byłem w Agencji, nie jestem już tym samym Maxem, który wyszedł wtedy z domu. ” – Nagle wspomnienie, gdy ostatni raz widziałem rodziców, uderza we mnie z niesamowitą ostrością, z milionem szczegółów, które zatarł Mikrob.
– „Pamiętasz” – zauważa Mia.
Oddech przyspiesza, a kropelki potu osadzają się na moich skroniach. Przełykam ślinę i przymykam powieki. Nieprzyjemny ucisk atakuje płuca.
– „Max, spokojnie, to zaraz minie” – uspokaja mnie Mia, czując każdą przeszywającą mnie emocję.
– To Mikrob – mówię na głos i jednocześnie zabieram dłoń z czoła Mii. Muszę usiąść, więc osuwam się na podłogę, plecami opierając się o łóżko.
– Max? – Głos Konstancji wibruje mi w uszach. Jest mi duszno. Zaraz zwymiotuję. – Wytrzymaj chwilę – słyszę i czuję jej dłoń na mojej dłoni. – Gdzie jest ten pieprzony aplikator! Cholera zaraz mi zjedzie tutaj.
– Co? – nie wiem, o czym ona mówi.
– Wytrzymaj ok. Jeszcze chwilka Max, zaraz poczujesz się lepiej. Matko, zabiję ich w tym laboratorium. Tyle razy… O jest! Chłopie trzymaj się!
– Czemu tak panikujesz? – rzucam, przymykając powieki. Jej strach mi nie pomaga, wręcz przytłacza i dekoncentruje, a chcę się skupić, uspokoić, ale nie mogę. Wszystko wokół wiruje, przeskakuje, doprowadza mnie do szaleństwa. Ciało boli, pali, dusi.
– Ja? Nic nie mówiłam. Ciii, już po wszystkim. – Jej głos jakby się oddalał. Umykał tak jak obraz znikający pod powiekami. Tracę świadomość.
Szpitalna sala, a na środku niej stoi łóżko. Wszystko spowite mgłą jak we śnie. Może to sen? Dookoła panuje dołująca cisza nieprzerwana nawet moimi oddechami. Robię kilka kroków, ale łóżko wcale się nie przybliża, wręcz oddala ode mnie, a sala powiększa. Zaczynam biec, ale łóżko staje się zaledwie zamazanym punktem. Gdy znika, upadam na kolana zmęczony biegiem.
– Max? Słyszysz mnie? Matko, usłysz mnie!!!
Głos Mii rozchodzi się po sali czarnymi smugami. Widzę je, choć są nierealne. To musi być sen. Ale czy miałbym świadomość, że nim jest?
– Co? – szepczę z nadzieją, że mi odpowie.
– Max? To Ty? Słyszysz mnie? Powiedz coś, proszę!
– Mia? Gdzie jesteś? – W moim głosie słychać panikę.
– Słyszysz mnie jak dobrze. – W jej głosie czuć ulgę.
– Gdzie jesteś? Co się dzieje? – rozglądam się dookoła, ale oprócz przytłaczającej mglistej bieli, nie dostrzegam nikogo i niczego, oprócz tych smug, jakby ktoś rozmazał coś w mleku.
– Zabrali mnie. Nie wiem gdzie. Znajdź mnie, proszę!
– Mia! – Głęboki haust powietrza podrywa mnie i gdy otwieram oczy, widzę, że siedzę w pokoju, jaki mi przydzielili. Oddech mam niespokojny, a dłonie trzęsą mi się z braku sił. Chwilę trwa, zanim dociera do mnie, gdzie jestem i kim jest siedząca koło mnie kobieta.
– Max. – Konstancja zrywa się z krzesła, które musiała przystawić do łóżka i siada na krawędzi, łapiąc moją dłoń.
– „Żyjesz! Jak dobrze”
– Co? – patrzę na nią, słyszę słowa, ale nie widzę, by poruszała ustami.
– Myślałam, że umarłeś. Przez moment nie oddychałeś i Twoje serce… – przerywa, by się uspokoić. – „Jednak cuda się zdarzają. ”
– Cuda? – powtarzam za nią, przypatrując się jej uważnie.
– Wszystko w porządku? Jak się czujesz? – Mruży oczy zaniepokojona moim zachowaniem. Czuję to. O cholera, ja słyszę jej myśli! Spoglądam na jej dłoń ujmującą moją i już rozumiem. Nie tylko Mię słyszę, Konstancję również. Czy ona mnie też słyszy? Nie chcę, by słyszała.
– „Konstancjo?” – Sprawdzam w myślach, czy to połączenie działa w dwie strony, ale czuję tak przemożną niechęć, nadzieję, że mnie jednak nie usłyszy.
– Ale mi napędziłeś strachu. – Jej oczy błądzą po mojej twarzy. Nie zareagowała, gdy w myślach wypowiedziałem jej imię. Ulżyło mi. Wolę już nie sprawdzać, czy to kwestia woli, czy moich ograniczeń. Nie rozumiem, jakim cudem ją słyszę. Przecież to Mia ma taką zdolność. Może to zaraźliwe? Natychmiast ganię się za tą myśl. Jest totalnie niedorzeczna.
Czekałam na Ciebie w pokoju, ale nie przychodziłeś. Miałeś szczęście, że po Ciebie wróciłam.
Powinienem podziękować, okazać odrobinę wdzięczności, jednak jedyne, na czym się koncentruję to uwolnienie mojej dłoni z dłoni Konstancji.
– Muszę wstać. – Odgarniam koc, by stopami dotknąć posadzki, ale nogi mam jak z waty i natychmiast pokładam się na łóżku.
– Jesteś za słaby. Musisz dojść do siebie. – Konstancja łapie mnie pod ramię, pomagając usiąść.
– Co się dzieje? – Nie rozumiem, co się właściwie wydarzyło. Skąd ta nagła słabość?
– To przez Mikrob. Już po wszystkim. Te lekarstwa oczyściły cię całkowicie. Powinnam cię uprzedzić, że ostatni faza wygląda właśnie tak – wskazuje dłonią na mnie, jakbym był eksponatem.
– Że umieram?
– Że wegetujesz przez jakiś czas w łóżku.
Nagle oblewa mnie gorąco. Mia. To ona zbudziła mnie z tego dziwnego transu. To był sen, czy prawda? Jej głos? Jej słowa? Muszę wiedzieć, gdzie jest, sprawdzić, czy z nią wszystko ok.
– Gdzie jest Mia? – pytam i widzę, że Konstancja sztywnieje i staje się czujna.
– Tutaj.
– W jej pokoju?
Konstancja przełyka nerwowo ślinę. To, że coś ukrywa, jest więcej niż pewne.
– Ile spałem?
– Dwanaście godzin.
– Co? Muszę iść do Mii. – Ponownie próbuję wstać i tym razem mi się udaje, chociaż moje ciało wcale nie chce ze mną współpracować. Robię dwa kropki i jestem zmuszony przytrzymać się ściany. Straszne uczucie.
– Nic jej nie jest.
– Jesteś pewna, że spałem dwanaście godzin? – mówię, pocierając czoło. Jest mokre.
– Chodź, jesteś za słaby. To te lekarstwa, ale zaraz dostaniesz Impuls. Maksymalnie godzina i będziesz ja nowy.
– Impuls? Chcecie mnie potraktować…
– Spokojnie, nie będziemy Cię niczym traktować. To specjalny płyn o właściwościach regeneracyjnych. Nie mów, że nie mieliście czegoś takiego w Agencji.
– Nie mieliśmy.
– No tak – kończy z przekąsem. Nie mam siły pytać, co oznaczał.
Konstancja łapie mnie i z lekkim naciskiem, któremu muszę się poddać, prowadzi mnie do łóżka. Dociera do mnie, że coś dotyka moich pośladków i jest mi w nie zimno tak jak i w plecy. Mimowolnie moje ręka ląduje na nich i z przerażeniem odkrywam, że pośladki, jak i plecy są gołe.
– „No już się tak nie zasłaniaj. Fajny masz ten tyłek.” – dochodzą mnie myśli Konstancji i aż zachłystuję się śliną. – „Jakbym miała taki, to bym chodziła bez spodni”
– Wszystko w porządku? – dopytuje na głos, a ja kiwam w odpowiedzi głową.
– Gdzie moje ubranie? – Nie umiem ukryć zażenowania. Nie wiem, czemu wstydzę się nagle mojego gołego tyłka. Jakoś przy Mii nie byłem tak wstydliwy, gdy leżeliśmy w sali po przemianie. Rumieniec na twarzy Konstancji też nie pomaga.
– W tej szafce czekają na ciebie nowe rzeczy – odpowiada i pomaga mi usiąść. – Jeśli potrzebujesz pomocy…
– Nie, nie, dam sobie radę – rzucam serią słów.
– „Szkoda”
Nie, to mnie przerasta. Nie chcę słyszeć jej myśli, bo utonę we własnej ślinie! Odsuwam się, by uwolnić umysł od jej myśli.
– Gdzie jest Alex? – zmieniam temat. Chcę z nim porozmawiać.
– Zawołam go, jeśli chcesz.
– Dobrze. Poczekam tu, bo przecież nigdzie mi się nie śpieszy – rzucam, uśmiechając się ironicznie.
– No widzę, że już ci lepiej – komentuje, uśmiechając się nieznacznie. – Dobra, lecę po Impuls i zawiadomię Alexa.
Nie rozumiem jej. Wydawało mi się, że raczej darzy mnie niechęcią, ale już jej nie czuję, szczególnie w jej myślach.
Konstancja wychodzi, a ja staram się przywołać Mię, ale nic z tego. W mojej głowie panuje przytłaczająca cisza. Naprawdę przez moment myślałem, że jestem w stanie się z nią porozumieć. Sny bywają złudne.
Nie wiem, ile czekam na Alexa, ale czas dłuży się jak wełniane sznurki ciotki Isy. No tak, czemu wcześniej o niej nie pomyślałem! Doznaję olśnienia i przeklinam siebie w duchu. Jestem wolny od Mikroba, więc nic mnie tu nie będzie trzymać. Mówili, że nie jestem więźniem, więc zabiorę Mię do ciotki.
Uśmiecham się do siebie na jej wspomnienie. Zawsze się o mnie troszczyła, nazywała wyjątkowym, jedynym, wspaniałym. Gdy odwiedzałem ją z rodzicami, czułem się u niej, jakbym był jej dzieciakiem, którego nigdy nie mogła mieć. Tęskniłem za nią i teraz również przenika mnie uczucie tęsknoty. Bardzo chcę ją zobaczyć. Zobaczę ją.
Cieszy mnie ta świadomość. Mia będzie tam bezpieczna. To poza Miastem 1, ale w rejonach, gdzie nie było ani Pograniczników, ani Streferów. Pamiętam, jak to mówiła, że tam jesteśmy naprawdę wolni. Potrzebuję tej wolności dla siebie i dla Mii. Będę jednak musiał odwiedzić rodziców.
Entuzjazm natychmiast słabnie. Nie chciałem ich odwiedzać, ale teraz muszę. Boję się tego, jednak nie mam wyboru. Ciotka jest siostrą mamy, u której, gdy byłem mały, spędzałem wakacje. Potem kontakt się urwał, ale mama będzie znała jej adres. Ten pomysł wydawał mi się genialny. Potrzebowałem tylko Konstancji.
Wychodzę na korytarz. Po tym, jak doczłapałem się do szafki i ubrałem, sił mam jak na lekarstwo. Świecenie gołymi pośladkami, nawet jeśli są zabójczo piękne, nie wchodziło w grę. Szary dres jest wystarczający i całkiem wygodny.
No właśnie, lekarstwa, które miała przynieść Konstancja, pewnie by pomogły, ale jej również nie ma. Idę podpierając się ściany. Korytarz jest długi, sterylnie biały, z czerwonymi pasami na podłodze, wzdłuż ścian, w których co kilka metrów znajdują się zielonkawe drzwi.
Na przeciwległej ścianie rząd okien obnaża wnętrze kolejnego pomieszczenia.
Siedzą tam jacyś ludzie. Wszyscy ubrani w jednakowe szare uniformy. Spoglądam na swoje ubranie i stwierdzam, że to to samo. Widać mają tu upodobanie do szarości albo niezłą obniżkę w lokalnym sklepie. Parskam śmiechem. Sam zauważam brak Mikroba. Humor jest ewidentnym tego dowodem.
Przystaję na moment, żeby odpocząć. Przez ten cały czas nikt koło mnie nie przechodzi, jakby miejsce to było opustoszałe, a jednak tamtą salę wypełnia co najmniej dziesięć osób. Gdy przyglądam się bardziej, zauważam, że każdy z nich jest sporo starszy ode mnie. Ich pofałdowane oblicza, siwe włosy, pusty wzrok wskazują, że to już ich ostatnie chwile.
Robi mi się smutno. Nie wiem, czemu widok tych ludzi przywołał mi na myśl rodziców. Nie chcę, by też tak siedzieli nie wiedząc, co się dzieje dookoła. Chyba jednak nie powinienem bać się z nimi spotkać. Dociera do mnie kolejny dowód braku tego cholerstwa w moim ciele. Uczucia zupełnie inne, niż te, które doświadczałem wcześniej. Empatia.
Nagle zauważam jakąś postać. Kucała, przez co nie była widoczna, ale teraz wstała i nachyla się nad kimś. Mężczyzna, którego sylwetka jest mi znajoma. Alex.
Zastygam, bo w pierwszej chwili nie chcę, by mnie widział, z drugiej strony chciałem z nim przecież rozmawiać.
Staram się przejść na drugą stronę korytarza, bliżej okna, by w nie zapukać, by dać mu znać, że tu jestem. Każdy krok wydaje się wiecznością, ale w końcu docieram do szyby. Alex stoi do mnie plecami, nie widzi mnie. Przyglądam się mu. Co on właściwie robi? Czemu jest wśród tych ludzi? Wszyscy mają jeszcze bardziej poorane twarze ze starości, niż mi się wydawało. Siwe rzadkie włosy, łyse głowy, trzęsące się dłonie. Starość w tej sali aż przytłacza. I pośród niej Alex nachylający się nad kimś.
W końcu zaczyna się prostować, ale nadal nie widzę osoby, do której coś mówi, gestykuluje, pokazuje coś w powietrzu, nawet się śmieje.
Pierwszy raz widzę go takiego i słowo „ludzki” aż ciśnie mi się na usta. W pewnym momencie robi krok w lewo, a moim oczom ukazuje się siedząca na krześle kobieta. Nie jest stara jak pozostali, ale jej oczy są nieruchome, zawieszone gdzieś w przestrzeni, w której stoję.
Jej twarz ma łagodne rysy i nie jest aż tak poorana zmarszczkami. Włosy nadal utrzymują ciemny, wyrazisty kolor, i jedynie kilka siwawych pasm opada na czoło, by schować się za uchem.
Wpatruje się w tą twarz jak zaczarowany, bo zdaje się znajoma. I nagle kobieta skupia wzrok na mnie, jej spojrzenie staje się świadome, a mnie przechodzi dreszcz. Alex zauważa zmianę i momentalnie się odwraca. Wgapiam się to w niego, to w kobietę nie wierząc własnym oczom. To nie może być prawda!
Alex widząc mnie, szybko wychodzi z sali. Nikt nie pilnuje wyjścia, bo wraz z zamknięciem drzwi słychać silniczki uniemożliwiające ich otwarcie. Muszą mieć zamek na linie papilarne. W agencji były na porządku dziennym.
– Co ty tu robisz? – rzuca, chwytając mnie za ramię, ale ja nie odrywam wzroku od kobiety. Alex potrząsa mną, a wtedy zbieram w sobie resztki sił i strzepuję jego dłoń.
– Po co ją tu sprowadziłeś? Co to ma znaczyć?! – krzyczę, wskazując na ludzi za szybą.
– O czym ty mówisz? – Patrzy na mnie zaskoczony.
– Chcesz mnie zniszczyć, sprowadzając tu moją rodzinę? Wiedziałem, że jesteś kłamcą!
Alex patrzy w kierunku, w którym wskazuje moja dłoń.
– O co Ci chodzi człowieku? – syczy, łapiąc mnie za szyję. Fala emocji uderza we mnie i słyszę jego myśli, ale są chaotyczne, dokładnie takie, jakich się spodziewałem.
– „Czego od niej chcesz?” – krzyczę w myślach i Alex momentalnie mnie puszcza. Łapie się za głowę, marszcząc czoło. Jest zaskoczony i zdezorientowany.
– Jak to zrobiłeś? – szepcze i nie spuszcza ze mnie wzroku. Usłyszał mnie, bo tego chciałem. Uległem emocjom, a Mikrob już mnie nie ogranicza, mogę być sobą.
– Po co ci ona?! – nie odpuszczam. – Mów!
– Kto? – Alex naprawdę nie wie, o kim mówię.
– Isa, moja ciotka.
Patrzy przez szybę na kobietę, ale ona już nie obdarza mnie spojrzeniem. Jest ponownie nieobecna.
– To twoja ciotka? – mówi, hamując zdziwienie. Ja czuję się podobnie. Jak to możliwe, żeby ciotka tu była, u Wewnętrznych.
– Tak!
– Isabella jest Twoją ciotką?