Naznaczona: 5 Uciekająca

Dean wyprowadza mnie przez główne drzwi. Dookoła nas panuje takie zamieszanie, że nikt nie zwraca na nas uwagi. Ludzie biegają, pokrzykują coś lub idą, nie rozglądając się na boki. Każdy przerażony, z wymalowanym na twarzy strachem o własne życie. W końcu nie często siedziba Agencji zostaje zaatakowana. Wróć. Jeszcze nigdy nikt się na to nie odważył. Jeżeli Max doprowadził do czegoś takiego, to nie doceniałam go. I zrobił to dla mnie.

— Co tu się dzieje? — dopytuję, gdy zatrzymujemy się przy pojeździe. Terenowy ślizgacz jest nieźle poobijany. Bardzo stary model, jeden z pierwszych. Już ich nie produkują. Dean jednak nie odpowiada, tylko wskazuje, bym wsiadła. — Nie jadę, póki mi nie powiesz — mówię stanowczo i nawet nie drgnę, widząc jego minę. Zaskakuje mnie moje zachowanie, ale mimo to dalej się nie ruszam.

— Powiem ci po drodze! — warczy, ale ja tylko kręcę głową. Nie wiem, skąd bierze się we mnie ten ośli upór, ale jest silniejszy niż strach, który powinnam odczuwać, i który nakazywałby mi ucieczkę.

— Nie pojadę, jeśli tak będziesz mnie traktował — mówię, nie uginając się pod ciężarem jego spojrzenia.

— Matko, jak ty jesteś uparta — stwierdza. — Czego nie rozumiesz? – Teatralnie wskazuje dłonią na otaczający nas plac. – Musimy się stąd zmywać, inaczej twój facet da mi popalić.

— A dlaczego oni tak biegają? Co tu się dzieje? Tu, w Agencji?

— Nie wierzę, po prostu nie wierzę! — warczy. – Wysadziliśmy magazyny i rozprzestrzeniliśmy gaz mamiący. Wsiadajże i nie zachowuj się jak rozkapryszony bachor, bo zaraz wszystko pójdzie na marne!

Jedna odpowiedź rodzi kolejne pytania, ale nie chcę już ich zadawać. Nie teraz. Szok powoli mija, a facet ma rację. Zachowuję się jak gówniarz, ryzykując tym życie własne i jego. Mimo wszystko chętnie posprzeczałabym się z nim dłużej. Zupełnie tego nie rozumiem. Jakbym nie była sobą.

— Ok. Jedźmy, żebyś mógł dotrzymać słowa dziewczynie — rzucam, o nic już nie pytając.

Ruszamy, pozostawiając za sobą wzbijającą się parę. Nadal nikt nas nie zatrzymuje, mimo że ośrodek Agencji jest dobrze strzeżony. Dopiero przy bramie ktoś zastępuje nam drogę, ale Dean traktuje go niczym pachołek, uderzając z impetem przeszkodę.

Wzdrygam się na dźwięk uderzonego ciała.

— Mogłeś go ominąć!

— A ty mogłaś szybciej wsiadać.

Nie wierzę w to, co słyszę. Dla Deana życie innych nie ma znaczenia. Muszę to zapamiętać.

— Zabiłeś właśnie człowieka — stwierdzam. – Może na niego też czekała jakaś dziewczyna?

— A ilu ty zabiłaś? Nagle ci się zrobiło żal jednego z nich? Nie bądź śmieszna!

Jego odpowiedź mrozi mnie. O czym on do cholery mówi?

— Nikogo nie zabiłam!

— Ty i tobie podobni sprowadzili śmierć na tysiące osób. Nikogo nie zabiłaś? Naprawdę nikogo? – Rzuca mi sarkastyczne spojrzenie. W jego oczach widzę nienawiść. Z jakiegoś powodu mnie ratuje, ale na pewno nie z własnej woli. Już wiem, że gdyby tylko mógł, pozbyłby się mnie tu i teraz.

– Nie rozumiem, dlaczego tak mówisz. Nic o mnie nie wiesz.

– Wiem, że jesteś z Agencji, że przez takich jak ty nie żyje moja rodzina. Nic więcej nie muszę wiedzieć. A ty powinnaś być mi wdzięczna, że pomimo tego wiozę ci tyłek i ryzykuję życie dla takiego ścierwa!

— Zatrzymaj się! Słyszysz? Natychmiast się zatrzymaj! — krzyczę, szarpiąc go za ramię.

— Weź się uspokój — parska, jakbym w ogóle nie zaczęła szamotaniny z nim. Faktycznie jest postawny, ale nie aż tak, by nie czuć moich uderzeń. — Zabijesz nas oboje i na tym się skończy!

— Zatrzymaj się!

Nagle unoszę się z fotela i uderzam w deskę rozdzielczą. Dean zatrzymał auto. Przez chwilę jestem oszołomiona, a ręka pulsuje mi, jakby ktoś uderzył w nią młotem. Rana po postrzale znowu o sobie przypomina.

— Oszalałeś? — wrzeszczę, otwierając drzwi i wychodzę na zewnątrz. Chłodne powietrze omiata moje ciało. Przechodzi mnie dreszcz. Nadal jestem w białej szpitalnej koszuli. Szkoda, że Max nie pomyślał o jakimś ubraniu, chociaż nie to jest teraz najważniejsze. Paradoksalnie dreszcze, które dopadają moje ciało, działają otrzeźwiająco. Potrzebuję tego, by lepiej myśleć. Biorę kilka głębszych wdechów. Nie rozpoznaję okolicy, ale po ciemku i tak większość miasta wygląda tak samo. Identyczne prostokątne budowle, prostokątne place i parki. Tak jakby inne kształty miały nas rozpraszać. Wszystko szare albo czarne. Biel zachowana tylko dla budynków Agencji i dla najwyższych dygnitarzy. Szara masa społeczeństwa jest dosłownie szara i nijaka.

— Ty niczego nie rozumiesz, prawda? — odpowiada Dean, wysiadając za mną. Jest wzburzony nie mniej niż ja.

— Rozumiem, że miałam zostać zresetowana. Rozumiem, że Max to zmienił. Rozumiem, że ty mi pomagasz. Rozumiem, że straciłeś bliskich. A ty musisz zrozumieć, że to nie ja ich zabiłam!

Jestem wściekła na niego, na Maxa, na Agencję. Nie rozumiem, co się stało, że z ofiar, jakimi niedawno jeszcze byliśmy, staliśmy się uciekinierami.

Dean wpatruje się we mnie, nic nie mówiąc. Jest wysoki, postawny, idealnie wpasowałby się w szeregi żołnierzy Agencji. Gdyby nie żył. Ale żyje i chce wrócić do swojej dziewczyny. O tym też muszę pamiętać.

— Nasze małe powstanie upadło, wyłapali nas, zniszczyli. A teraz uciekam, będąc nadal sobą. Zostałam oszukana jak wielu z nas.

— Ale wcześniej dołączyłaś do Agencji! — krzyczy mi prosto w twarz.

— Dołączyłam do Agencji? — parskam. — Właśnie zrozumiałam, jak mało o niej wiesz. Tam nie można ot tak dołączyć, ale… — urywam, bo za plecami Deana dostrzegam dwa punkciki wyłaniające się z nocy. Pościg.

— Wskakuj — krzyczy Dean, a ja posłusznie ładuję się do ślizgacza. Ruszamy, ale „oczy nocy” są coraz bliżej.

— Może to nie nas ścigają? — rzucam naiwnie i w tym samym czasie uzyskuję odpowiedź w postaci serii strzałów. Jeden pocisk rozbija lusterko po mojej stronie.

— Chyba jednak nas — odpowiada Dean, jadąc zygzakiem i wymijając wielką ciężarówkę przed nami. Nocne transporty to jedyne pojazdy, jakie o tej porze można spotkać na drogach. Wielkie, masywne, ale przede wszystkim tajne. Do dziś nie wiem, co w nich przewożą.

Jedziemy przez miasto, ale jeszcze kilka domów i wyjedziemy na pustkowie, gdzie z pewnością pościg nas dogoni. Ścigacze Agencji są najszybsze ze wszystkich pojazdów, a już na pewno od takiego starego grata, jakim uciekamy. Muszę coś wymyślić. Myśl, myśl Mia!

— Zatrzymaj się — wrzeszczę nagle. — Skręć za ten dom i się zatrzymaj. Wiem jak się ich pozbyć. – Olśniewa mnie i o dziwo Dean słucha moich poleceń. Może nie jest taki tępy, za jakiego go mam.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s