Covid szaleje, ludzie szaleją i pogoda też zaczyna dawać popalić. Angielska jesień wcale nie zapowiada się w pastelowych, ciepłych barwach. Raczej spodziewam się deszczu, wiatru i jeszcze więcej deszczu. I to przez kolejnych kilka miesięcy. O śniegu zimą mogę pomarzyć, a jesienna pogoda trwać będzie mniej więcej do kwietnia — jeśli dobrze pójdzie. Wspominałam, że uwielbiam angielską pogodę?
Za oknem wprawdzie teraz nie pada, za to słychać syrenę przejeżdżającej gdzieś nieopodal karetki, a to przypomniało mi wydarzenie sprzed kilku tygodni. U sąsiadów impreza, o której nikt by się nie dowiedział, a na pewno nie przejął, gdyby nie nagłe pojawienie się na ulicy o drugiej w nocy jednego z gości. Nazwijmy go Śpiewakiem, bo od tego się zaczęło. Potem była kłótnia z próbującą go uspokoić kobietą.
W końcu podeszłam do okna, jednak nikogo nie było widać i ciężko było zlokalizować, skąd dochodzą głosy, które w końcu ucichły. I tu historia mogłaby się skończyć, a ja nawet nie wiedziałabym, u których sąsiadów tak dobrze się bawiono. Niestety chwilę później, gdy już zdążyłam wygodnie ułożyć się pod kołderką, Śpiewak wyskoczył z domu sąsiadów i zaczął znowu krzyczeć. Tym razem wraz z nim pojawiło się więcej głosów chcących go uspokoić. Znowu ciekawskie jajo (tak to ja) wyjrzało przez okno, tym razem z komórką w ręku, by w razie czego zadzwonić po policję. A nóż widelec kłótnia mogła przerodzić się w rękoczyny. Tym razem dokładnie widać było, co się dzieje, a nie działo się dobrze. Śpiewaka „uspokajało” kilku innych gości, a to nogą, a to pięścią, bo widać werbalne prośby kompletnie nie skutkowały.
Chciałam wyjść na dwór i … i nie wiem, co chciałam dokładnie zrobić, bo człowiek nie planuje za wiele w takich sytuacjach, ale nagle pojawił się inny sąsiad i zapytał, czy wszystko w porządku i czy wezwać policję. To pytanie może brzmi głupio, w końcu na ulicy bójka w najlepsze, ale sąsiedzi, u których rozgrywały się te sceny, to sympatyczni i spokojni ludzie, tak jak i wszyscy na ulicy, na której mieszkam. Jeden z gości musiał przedobrzyć z alkoholem i tyle.
Ktoś z zebranych odpowiedział sąsiadowi, że policja już została wezwana i że przeprasza za hałasy. No cóż, myślę, że nie spał nikt z sąsiadów, a ciekawskich jaj w oknach było więcej. Po interwencji sąsiada kotłowanina zaraz się skończyła. Policja pojawiła się dość szybko. Trzy radiowozy zablokowały całą ulicę. Wyskoczyło z nich sześciu policjantów, którzy nie mieli już co uspokajać. Śpiewak siedział oparty o ogrodzenie i płakał.
Po raz pierwszy byłam świadkiem takiej sytuacji. Może to zasługa dzielnicy albo szczęścia. I niech tak pozostanie. Od tamtej feralnej nocy, u sąsiadów cisza i spokój. Ponieważ złamali zakaz spotkań powyżej sześciu osób, prawdopodobnie dostali mandat. No cóż, wiedzieli, co robią. Swoją drogą policjanci, którzy przyjechali na miejsce incydentu, nie mieli masek, ale też nie przestrzegali zalecanego dystansu. Według prawa „funkcjonariusz policji lub funkcjonariusz ds. pomocy społecznej działający w trakcie wykonywania swoich obowiązków” nie musi zakładać maseczki, a policjanci sami oceniają sytuację i podejmują decyzję co do zachowywanych środków ostrożności. Trochę to ryzykowne, ale nie wnikam. Każdy ma swój rozum. Sąsiedzi również mieli i wyszło, jak wyszło.
Rano aż chciało się podejść pod okna sąsiadów i zaśpiewać im poranną serenadę;) ale pewnie spali i nic by do nich nie dotarło po tak emocjonującej nocy.