Wpis 49, czyli jak zaczynać, to z wysokiego C!

Covid sza­leje, ludzie sza­leją i pogoda też zaczyna dawać popa­lić. Angiel­ska jesień wcale nie zapo­wiada się w paste­lo­wych, cie­płych bar­wach. Raczej spo­dzie­wam się desz­czu, wia­tru i jesz­cze wię­cej desz­czu. I to przez kolej­nych kilka mie­sięcy. O śniegu zimą mogę poma­rzyć, a jesienna pogoda trwać będzie mniej wię­cej do kwiet­nia — jeśli dobrze pój­dzie. Wspo­mi­na­łam, że uwiel­biam angiel­ską pogodę?

Za oknem wpraw­dzie teraz nie pada, za to sły­chać syrenę prze­jeż­dża­ją­cej gdzieś nie­opo­dal karetki, a to przy­po­mniało mi wyda­rze­nie sprzed kilku tygo­dni. U sąsia­dów impreza, o któ­rej nikt by się nie dowie­dział, a na pewno nie prze­jął, gdyby nie nagłe poja­wie­nie się na ulicy o dru­giej w nocy jed­nego z gości. Nazwijmy go Śpie­wa­kiem, bo od tego się zaczęło. Potem była kłót­nia z pró­bu­jącą go uspo­koić kobietą.

W końcu pode­szłam do okna, jed­nak nikogo nie było widać i ciężko było zlo­ka­li­zo­wać, skąd docho­dzą głosy, które w końcu uci­chły. I tu histo­ria mogłaby się skoń­czyć, a ja nawet nie wie­dzia­ła­bym, u któ­rych sąsia­dów tak dobrze się bawiono. Nie­stety chwilę póź­niej, gdy już zdą­ży­łam wygod­nie uło­żyć się pod koł­derką, Śpie­wak wysko­czył z domu sąsia­dów i zaczął znowu krzy­czeć. Tym razem wraz z nim poja­wiło się wię­cej gło­sów chcą­cych go uspo­koić. Znowu cie­kaw­skie jajo (tak to ja) wyj­rzało przez okno, tym razem z komórką w ręku, by w razie czego zadzwo­nić po poli­cję. A nóż wide­lec kłót­nia mogła prze­ro­dzić się w ręko­czyny. Tym razem dokład­nie widać było, co się dzieje, a nie działo się dobrze. Śpie­waka „uspo­ka­jało” kilku innych gości, a to nogą, a to pię­ścią, bo widać wer­balne prośby kom­plet­nie nie skut­ko­wały.

Chcia­łam wyjść na dwór i … i nie wiem, co chcia­łam dokład­nie zro­bić, bo czło­wiek nie pla­nuje za wiele w takich sytu­acjach, ale nagle poja­wił się inny sąsiad i zapy­tał, czy wszystko w porządku i czy wezwać poli­cję. To pytanie może brzmi głu­pio, w końcu na ulicy bójka w najlepsze, ale sąsie­dzi, u któ­rych roz­gry­wały się te sceny, to sym­pa­tyczni i spo­kojni ludzie, tak jak i wszy­scy na ulicy, na któ­rej miesz­kam. Jeden z gości musiał przedobrzyć z alkoholem i tyle.

Ktoś z zebranych odpowiedział sąsiadowi, że poli­cja już została wezwana i że przeprasza za hałasy. No cóż, myślę, że nie spał nikt z sąsiadów, a ciekawskich jaj w oknach było więcej. Po interwencji sąsiada kotło­wa­nina zaraz się skoń­czyła. Poli­cja poja­wiła się dość szybko. Trzy radio­wozy zablo­ko­wały całą ulicę. Wysko­czyło z nich sze­ściu poli­cjantów, któ­rzy nie mieli już co uspo­ka­jać. Śpie­wak sie­dział oparty o ogro­dze­nie i pła­kał.

Po raz pierwszy byłam świadkiem takiej sytuacji. Może to zasługa dzielnicy albo szczęścia. I niech tak pozostanie. Od tamtej feralnej nocy, u sąsiadów cisza i spokój. Ponieważ złamali zakaz spotkań powyżej sześciu osób, prawdopodobnie dostali mandat. No cóż, wiedzieli, co robią. Swoją drogą policjanci, którzy przyjechali na miejsce incydentu, nie mieli masek, ale też nie przestrzegali zalecanego dystansu. Według prawa „funkcjonariusz policji lub funkcjonariusz ds. pomocy społecznej działający w trakcie wykonywania swoich obowiązków” nie musi zakładać maseczki, a policjanci sami oceniają sytuację i podejmują decyzję co do zachowywanych środków ostrożności. Trochę to ryzykowne, ale nie wnikam. Każdy ma swój rozum. Sąsiedzi również mieli i wyszło, jak wyszło.

Rano aż chciało się podejść pod okna sąsia­dów i zaśpie­wać im poranną sere­nadę;) ale pewnie spali i nic by do nich nie dotarło po tak emocjonującej nocy.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s