Kolejny tydzień z koronawirusem w tle dobiega końca. Pierwsze dwa tygodnie, gdy musiałam pracować z domu, do łatwych nie należały. Już kiedyś tak pracowałam, jednak było to tylko pół etatu. Gdy okazało się, że wysyłają mnie na postojowe, myślałam, że zajmowanie się domem na pełen etat nie będzie takie ciężkie. W końcu pracowałam i zajmowałam się domem bez większych problemów. Teraz powinno być łatwiej.
Cholera, przyznaję bez bicia, nie mogłam się odnaleźć. Nagle mój poukładany świat legł w gruzach, rozbił się na tysiące kawałków i pogodzenie prania, prasowania, zrobienia obiadu, zajęcia się rodziną, wyjścia z psem, wydawało mi się niemożliwe. Chciałam, by wszystko było ogarnięte, a co rusz musiałam coś dosprzątać, bo dom jakby żył i sam się brudził;)
Wiem, jak to brzmi teraz, ale cztery tygodnie temu czułam się, jakby mnie ktoś wyciął ze zdjęcia i próbował wkleić do innego. Z każdym kolejnym dniem było gorzej. Byłam coraz bardziej chaotyczna, a przez to miałam wyrzuty sumienia, że sobie nie radzę. Ciągle byłam zmęczona i rozdrażniona.
Szczerze taka reakcja zaskoczyła mnie i to bardzo. Przecież nie ma niczego nadzwyczajnego w tym, by odnaleźć się we własnym domu, w którym do tej pory funkcjonowało się normalnie. A jednak po raz pierwszy stało się ze mną coś dziwnego. Może to reakcja na całą tę sytuację z wirusem, może skutek stresu, a może za bardzo chciałam, by wszystko lśniło, nie mniej się zagubiłam. W efekcie nie chciało mi się nic i miałam wrażenie, że na moich barkach spoczywa cały świat. No czyste szaleństwo.
Do nikogo nie pisałam, z nikim nie chciałam się komunikować. Sama z własnej woli odseparowałam się od świata, poświęcając uwagę tylko domownikom. I tonęłam dalej. Uciekałam do Naznaczonej albo do książek.
Wszystko zmieniło się po rozmowie z siostrą. Przejeżdżali koło mojego domu po zakupach i zatrzymali się na chwilę. Rozmowa na odległość może do najlepszych nie należy, ale pomaga. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale naprawdę poczułam się lepiej i wszystko minęło. Teraz jak o tym myślę, to chce mi się śmiać z samej siebie. Z pewnością brakuje mi ludzi, spotkań z siostrą, z którą przed koronawirusem spędzałam dużo czasu. Cieszę się, że ten dziwny stan minął, a świat wrócił do normy. Ten mój świat. Już nie mam problemów z ogarnięciem czegokolwiek. Mało tego, znalazł się czas na ćwiczenia, na czytanie i na poprawianie Naznaczonej, na doszkalanie się z Revita i oglądanie seriali (Dom z papieru — polecam). Wyluzowałam, nie przejmuję się, że coś jest jeszcze niezrobione. Nie dziś, to jutro;)
Okazało się, że nie tylko ja miałam takie odczucia. Moja przyjaciółka też ma wrażenie, że dom sam się brudzi i końca nie widać. No, gdybym zadzwoniła do niej szybciej, pewnie zrobiłoby mi się szybciej lepiej;)
Czekam z utęsknieniem na moment, gdy będzie można wyjść z domu, spotkać się ze znajomymi. Bardziej to docenię i będę się z tego cieszyć. Tego bym się po sobie nie spodziewała, bo do tej pory uważałam się za ortodoksyjną domatorkę;)